środa, 13 lutego 2013

I spadło z wielkim...

...hukiem z drzewa. Panda otrzepała się z kurzu i spojrzała na załamaną gałąź. 
Tak, wiedziałam by nie odkładać wszystkiego na później - pomyślałam i wdrapała się na swój domek. 
Spojrzała jeszcze raz na złamaną gałąź z zaległościami i westchnęła tylko. Chyba czas się kopnąć do roboty~ 


Odkładanie rzeczy na później powinno być karane grzywną! Przynajmniej w moim wypadku. Moja systematyczność uciekła wraz z liceum. Od kilku lat staram się ją jakoś złapać znowu, ale... sprytne to takie i ciągle mi ucieka. Oczywiście czasem skradnie się na chwilę na obiad i jakoś udaje mi się część zaległości nadrobić, ale coś ostatnio chyba kiepsko gotuję bo coraz rzadziej się to zdarza. A tyle się wydarzyło w pandowym życiu~~ Czeka mnie przecież druga część moich żywieckich przygód do napisania i mój wyjazd do Zakopanego oraz praktyki pod Opolem koło elektrowni atomowej, a także konwentu Baka we Wrocku gdzie organizacja... przemilczę to na razie. Nie wspomnę już o kilku spostrzeżeniach, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Chociaż w sumie... skoro już i tak piszę :P 
Zauważyłam, że przy panach (no nie przy wszystkich, ale przy sporej ich części) lepiej być ładną. No wiem, że spostrzeżenie nie jest jakieś odkrywcze, ale ostatnio doświadczyłam jego skutków w postaci siniaka na nodze. Już tłumaczę.
W poprzedni weekend postanowiłam pojechać do domu. A wierzcie mi, że w moim przypadku to jest wyjątkowe postanowienie bo ja się tam pojawiam raz na miesiąc (za dużo mam na głowie, zdecydowanie~). Spakowałam się więc ładnie co poskutkowało tachaniem torby z ciuchami, ogromnego plecaka z książkami, torbą na damskie banialuki i futerał z laptopem. I tak opatulona rzeczami, które dziecko musiało zawieźć do domu gdyż przeprowadziło się w akademiku z 7 piętra na 3 (musiałam opuścić swój cudny pokój przez trzy nieogarnięte dziewuchy z 1 roku~ jeśli taka jest przyszłość naszego narodu to radzę coś z tym zrobić, serio) ruszyłam na przystanek, skąd autobus nr 145 miał mnie zawieźć w kierunku pomarańczowego (lub Shinhwowego jak kto woli) dworca głównego. Nie wiem jak jest u innych, ale u nas jest w autobusach kilka takich wnęk gdzie można postawić bagaż by nie przeszkadzał innym przechodzącym. Na moje nieszczęście właśnie w tym miejscu stał pewien pan... no dobra chłopak gdzieś tak w moim wieku, może młodszy. Ja z tymi tabołami, a on tylko spojrzał, odwrócił wzrok i nic, żadnej reakcji. Co jak co, ja się szybko nie poddaję. Podchodzę bliżej by zobaczył co ja tacham (głupia jeszcze miałam nadzieję, że po prostu nie zauważył), ale on nic. Ja jestem niewinne i nieśmiałe dziecko, nie narzucam się ludziom. Ległam więc z rzeczami gdzieś w przejściu obok (w którym to co chwilę musiałam przestawiać torbę bo ludziom przeszkadzała). I wtedy to się stało. Na następnym przystanku wsiadła ona- blondynka z długimi po szyję nogami notabene w kozakach na takim obcasie, że ja bym już się dawno w nich zabiła (no dobra, przyznaję się, ja bym się zabiła w prawie każdym obcasie.. ale się kiedyś nauczę w nich chodzić, zobaczycie!) i taką małą walizeczką na kółkach. To nawet nie była średnia walizka, taka z tych mniejszych. I co zrobił mój rycerz na białym koniu od siedmiu boleści? Ona jeszcze dobrze do autobusu nie weszła, a on już oferował jej postawienie walizki na jego miejscu gdzie stał. Myślałam że glebnę tam na całego... a nie czekajcie, prawie upadłam bo tak zdębiałam, że nie zauważyłam kiedy busem ruszył. I w ten także sposób zdobyłam pięknego siniaka na lewej nodze. Ech, serio panowie? Jeśli od tego ma zależeć moja przyszłość to ja się wolę przebijać łokciami niż zmieniać na jakąś "blondi laskę" (nie obrażając blondynek bo sama nią jestem~).
Jeszcze raz dałabym tutaj utwór: "Gdzie ci mężczyźni", ale już przy którymś poście go dawałam. 
Dlatego też dziś dla wszystkich panów by pamiętali, że babę zesłał Bóg, a ja wracam do nadrabiania zaległości. 3majcie kciuki XD