wtorek, 31 maja 2016

Jednak popołudniowa herbatka...

...posmakowała Pandzie. Usiadła więc wygodnie i popijając ją, w końcu poczuła, że da radę.


Chociaż i tak muszę przyznać, że wiatr i ja jednak nie nadajemy na tych samych falach. Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia. Ciekawe tylko ile w moim przypadku potrwa ten proces... Znając moje szczęście, pewnie jak już będę się wyprowadzać do kolejnego zakątka na tej pięknej planecie. Cóż, pożyjemy - zobaczymy ;)
Szczerze jednak i bez bicia- w końcu przestałam czuć presji, jaką odczuwałam w Polsce. Znowu zaczęłam cieszyć się nauką języków obcych tak jak kiedyś. Ponieważ wiem, że robię to teraz tylko da siebie samej, bo chcę, a nie po to by zaliczyć kolejny egzamin, czy dlatego że inni mówią, że powinnam znać jakieś, by "być ciekawa na rynku pracy". Czują się jak za czasów, gdy zaczynałam naukę japońskiego, nie dlatego bo tego ode mnie wymagano, ale dlatego, że sama chciałam. I czerpałam z tego przyjemność. Tak jest i teraz. I wiem, że dla siebie samej chcę podejść do TOPICu z koreańskiego i do FCE (lub wyżej) z anglika. Bo chcę. I już. 
I chociaż wiem, że nie będę mieszkać w Anglii do końca swojego życia (serio, ale ja i wiatr aż tyle razem nie wytrzymamy tutaj) to zaczynają mnie denerwować pytania: kiedy wracasz do Polski? 
Kiedy tygrysy znowu zaczną palić fajki. 
Nie wiem, czy wrócę na stałe do Polski za rok, 5 lat czy 50. Na wyspach na razie nie mam w planach się osiedlać na stałe. Ale skąd mogę wiedzieć, czy nie wpadnie mi do głowy pomysł by sprzedawać nielegalnie watę cukrową na kubańskiej plaży, czy zostać prywatnym sasaeng fanem pierwszego boysbandu kpopwego w Korei Północnej. To by były przecież prace na pełen wymiar godzin... i  w sumie musiałabym wykupić w miarę dobre ubezpieczenie od "miłych pogawędek ze stróżami prawa", ale mimo wszystko, w takich sytuacjach takim pracom musisz poświęcić całego siebie. A jak to zrobić, gdy będzie się siedzieć w Polsce? 
A tak na serio, naprawdę nie wiem i naprawdę chciałabym by inni zrozumieli, że nie chcę nigdzie osiadać na stałe. Decyzja gdzie teraz jestem, zależy tylko ode mnie i w każdej chwili mogę wpaść  na jakiś "idiotyczny pomysł", ale mimo wszystko MÓJ pomysł. Trzymana gdzieś na siłę jedynie się duszę. A ja naprawdę lubię wracać do swojego miasta i rodziny, ale sama też w tej chwili szukam swojego miejsca, chociaż coraz bardziej mi się wydaje, że to nigdy nie będzie jedno miejsce. Ale wrócę. Na chwilę, na dłużej. Ale proszę, nie wymuszajcie na mnie powrotu na stałe. Bo wtedy stracę to, co tak bardzo sprawia, że czuję iż żyję- droga w nieznane i droga do domu, bo dla mnie są tą połączone drogi, które nigdy nie powinny być rozdzielone. 
I tego właśnie uczę się na Wyspach- biegać
Tak więc moi Państwo, podano herbatkę ;)






1 komentarz: