czwartek, 4 października 2018

Leniwa Panda podniosła powoli głowę...


...i spojrzała na ludzi krzyczących do niej:
"To drzewo jest dla Ciebie za młode, jesteś już na nie za stara!"

Panda niewiele myśląc, odwróciła się do niej placami i wróciła do tego co lubiła, poszła znowu spać. 


Tak wiem, nie pisałam od wieku (albo od 2 lat, jak wolicie ;) ), ale wróciłam. Czy nie mówi się zresztą:
           lepiej późno niż wcale? 
Tak więc ja mam właśnie, późno ;)
Tak więc (tak, wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale jest to mój mały nawyk, który nie do końca chce mi się pozbyć.... albo ja po prostu nie chcę się go pozbyć :D ), w tym roku zmieniła mi się pierwsza liczba w moim wieku z 2 na 3.... tak, tak, ta Panda jest już 

TRZYDZIESTOLATKĄ!


I nie, jakoś nie zauwazyłam, że mnie łupie w kościach bardziej niż zwykle, na mojej twarzy nie pojawiło się milion zmarszczek (w sumie to 3 dni temu znowu pytali mnie o dowód jak kupowałam piwo.... ). Serio, zero poważnych zmian. No może jedynie taka, że.....

coraz częściej słyszę, że jestem na coś za stara!


Przykład: kpop. 
Dla tych co nie wiedzą, słucham tego wytworu popkulturowego od około 9 lat już, tak więc zaczęłam w czasach kiedy to nie było, aż tak popularne jak jest teraz. Tak naprawdę to zaczęło to dopiero raczkować wśród międzynarodowych fanów... I teraz, po tych 9 latach wspierania swoich ulubionych zespołów i muzyków, dowiedziałam się, że z kpopem jest tak, iż tam jest jakiś limit wiekowy dla fanów. Niczym system AKB48 (btw, jpop) czy After School (kpop), tak i tutaj mamy GRADUATION (odpuście sobie komentarze, że to jest angielskie słowo... ale polski odpowiednik jakoś mi tutaj nie pasuje...). 
Ech, otóż moi mili państwo... nie mamy... 


To jest muzyka, to jest pasja i nikt tak naprawdę nie ma prawa zabraniać innym mieć pasji. Bez względu na wiek. I nie piszę tutaj tylko o kpopie, ale również o takich rzeczach jak animacja, która jest moją największą pasją, zbierania pluszaków (mojej znajomej pasja), kolorowanie (coraz więcej ludzi robi to dla odstresowania), serie BL (filmy to filmy, proszę...) ect. 

Tak więc stoję tu teraz i ogłaszam:
MAM 30 LAT I MAM WIELE PASJI... I NIE OBCHODZI MNIE CO O TYM SĄDZICIE. 


BTW. G-Dragon jest jedynie 27 dni ode mnie starszy... Rocznik 1988 rządzi ;) 


poniedziałek, 10 października 2016

Chociaż ta jedynka...

...nie do końca chciała się trzymać na torcie, to po wielu próbach udało się Pandzie. W końcu miała wszystko na swoim miejscu. Tak... to minął już rok...


Dokładnie 10 października 2015 postawiłam swoją nogę, po raz pierwszy na brytyjskiej ziemi *fanfary*. Tak wiem, wyświetla się Wam data wpisu na 11 października 2016... Ale widzicie, ja w swoje imieniny (10.10) miałam wolne :D

Taaa... rok. Trochę się przez ten rok pozmieniało. Mieszkam w Londynie, mieście, które cały czas żyje. A jak nie chcesz by ten zgiełk do ciebie dotarł, po prostu zamykasz się w pokoju z kubkiem ciepłej kawy INKA i dobrą książką lub filmem. 
Ale może zacznij od początku ;)
Przyleciałam do Anglii 10 października 2015 roku, a na lotnisku powitał mnie... deszcz. Ta... wiem, to takie angielskie ;) Szczerze? Byłam przerażona i podekscytowana w tym samym czasie. Zdana z początku tylko na siebie, musiała przebyć prawie połowę Anglii by w końcu spotka kogoś znajomego. Tak, tak swój pierwszy dzień na brytyjskiej ziemi spędziłam w większości całkiem sama. I tu chciałabym powiedzieć (lub napisać, jak kto woli), że to co się mówi w Polsce o Polakach w UK, że nikt nikomu nie pomaga, a wręcz przeciwnie, rzuca się jeszcze kłody pod nogi - jest w większej części bzdurą. Jest tutaj prawie tak jak w Polsce. Spotka się takich co będą ci przeszkadzać i takich, którzy ci pomogą. Powiem nawet, że przynajmniej w mojej sprawie, spotkałam tu więcej życzliwych Polaków niż w Polsce. Chociażby mojego pierwszego dnia tutaj- pomagali mi właśnie POLACY. Pewna polska para, która pomogła mi na lotnisku ze znalezieniem mojego busa do Londynu. W Londynie pewna starsza Polaka, która na dworcu autobusowym pomogła mi z bagażem i jej syn, który chodził ze mną i moją walizką po całym dworcu bo odsyłano nas tylko ciągle z jednego peronu na drugi. Jej: "Trzymam za ciebie kciuki" - które dodały mi trochę odwagi w tej podróży. Inna Polka w Birmigham, która uczyła mnie jak w łatwy sposób odróżniać od siebie brytyjskie monety. Cała moja podróż z Londynu do Preston była uda dzięki takim właśnie spotkaniom z moimi rodakami. Oczywiście w ciągu tego roku spotkałam też i takich Polaków, przez których aż mi wstyd, że jesteśmy tego samego obywatelstwa, ale są oni tak nieliczni, że wolę o nich nawet nie pamiętać bo giną wśród tych wielu naprawdę miłych i serdecznych.


Moja pierwsza fizyczna styczność z angielskimi budkami

To, co jednak dało mi prawdziwego kopa pozytywnego to dwie osoby, które bardzo często podtrzymują mnie na siłach tutaj: Rhode i Joga. Nie wiem czy będą czytać ten wpis, ale wiedzcie, że tylko dzięki Nim nie zamówiłam biletu powrotnego już w pierwszym tygodniu. To dzięki Nim zobaczyłam, że jak czasem się nie zaryzykuje, to nic się nie zyska. To właśnie te dwie osoby wyciągnęły mnie z dołka, który dopadał mnie już od kilku lat. I właśnie dlatego, mimo że teraz każda z nas mieszka w innym mieści, ba! w innej części UK, to wiem że mogę na nie liczyć. I dla nich jestem w stanie wytrzymać te 6 czy prawie 9 godzin w busie by do nich dojechać. 
Dziękuję Wam Kochane <3
Piękny Edynburg, czyli tam, gdzie spotka się Jogę :D

I chociaż nadal mam momenty, gdy zaczynam się trochę denerwować gdyż coś nie wyszło tak jak powinno, to tu w Londynie znalazłam na to sposób. Tak jak we Wrocławiu takim miejscem uspokojenia był dla mnie Ostrów Tumski, zwłaszcza wieczorne spacery po nim, tak tu mam autobus nr 13 w kierunku Chinatown. Gdyż nie ma to jak wsiąść do autobusu nr 13, wejść na samą górę na sam przód i jechać przez godzinę prawie na Piccadily podziwiając powoli wieczorny Londyn- Baker Street, Oxford Stree by na końcu zobaczyć oświetlone i żywe Piccadilly Circus. Naprawdę warto. 
Tak wszędzie można znaleźć swoje miejsca, osoby. 
Czy żałuję swojej wyprowadzki do UK?
Nie. Mieszkanie tutaj wiele mnie nauczyło. A przede wszystkim dodało mi więcej pewności siebie.
Czy zamierzam zostać w UK na stałe?
Nie. Tak naprawdę nie wiem, gdzie będę na stałe. W sumie to nawet nie jest dla mnie ważne. Ważne z kim zostanę, a nie gdzie.
Czy zamierzam wrócić do Polski?

Ale wiem jedno. Dziś odbieram mojego brata z lotniska i pomogę mu jak tylko mogę, by mu się udało odkryć w sobie to, co ja odkryłam dzięki pobytowi tutaj.

wtorek, 31 maja 2016

Jednak popołudniowa herbatka...

...posmakowała Pandzie. Usiadła więc wygodnie i popijając ją, w końcu poczuła, że da radę.


Chociaż i tak muszę przyznać, że wiatr i ja jednak nie nadajemy na tych samych falach. Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia. Ciekawe tylko ile w moim przypadku potrwa ten proces... Znając moje szczęście, pewnie jak już będę się wyprowadzać do kolejnego zakątka na tej pięknej planecie. Cóż, pożyjemy - zobaczymy ;)
Szczerze jednak i bez bicia- w końcu przestałam czuć presji, jaką odczuwałam w Polsce. Znowu zaczęłam cieszyć się nauką języków obcych tak jak kiedyś. Ponieważ wiem, że robię to teraz tylko da siebie samej, bo chcę, a nie po to by zaliczyć kolejny egzamin, czy dlatego że inni mówią, że powinnam znać jakieś, by "być ciekawa na rynku pracy". Czują się jak za czasów, gdy zaczynałam naukę japońskiego, nie dlatego bo tego ode mnie wymagano, ale dlatego, że sama chciałam. I czerpałam z tego przyjemność. Tak jest i teraz. I wiem, że dla siebie samej chcę podejść do TOPICu z koreańskiego i do FCE (lub wyżej) z anglika. Bo chcę. I już. 
I chociaż wiem, że nie będę mieszkać w Anglii do końca swojego życia (serio, ale ja i wiatr aż tyle razem nie wytrzymamy tutaj) to zaczynają mnie denerwować pytania: kiedy wracasz do Polski? 
Kiedy tygrysy znowu zaczną palić fajki. 
Nie wiem, czy wrócę na stałe do Polski za rok, 5 lat czy 50. Na wyspach na razie nie mam w planach się osiedlać na stałe. Ale skąd mogę wiedzieć, czy nie wpadnie mi do głowy pomysł by sprzedawać nielegalnie watę cukrową na kubańskiej plaży, czy zostać prywatnym sasaeng fanem pierwszego boysbandu kpopwego w Korei Północnej. To by były przecież prace na pełen wymiar godzin... i  w sumie musiałabym wykupić w miarę dobre ubezpieczenie od "miłych pogawędek ze stróżami prawa", ale mimo wszystko, w takich sytuacjach takim pracom musisz poświęcić całego siebie. A jak to zrobić, gdy będzie się siedzieć w Polsce? 
A tak na serio, naprawdę nie wiem i naprawdę chciałabym by inni zrozumieli, że nie chcę nigdzie osiadać na stałe. Decyzja gdzie teraz jestem, zależy tylko ode mnie i w każdej chwili mogę wpaść  na jakiś "idiotyczny pomysł", ale mimo wszystko MÓJ pomysł. Trzymana gdzieś na siłę jedynie się duszę. A ja naprawdę lubię wracać do swojego miasta i rodziny, ale sama też w tej chwili szukam swojego miejsca, chociaż coraz bardziej mi się wydaje, że to nigdy nie będzie jedno miejsce. Ale wrócę. Na chwilę, na dłużej. Ale proszę, nie wymuszajcie na mnie powrotu na stałe. Bo wtedy stracę to, co tak bardzo sprawia, że czuję iż żyję- droga w nieznane i droga do domu, bo dla mnie są tą połączone drogi, które nigdy nie powinny być rozdzielone. 
I tego właśnie uczę się na Wyspach- biegać
Tak więc moi Państwo, podano herbatkę ;)






poniedziałek, 12 października 2015

Panda wpakowała się...

...do plecaka. Starała się nie patrzeć i zasunęła zamek. Czas wyruszać w drogę.


Dziś post będzie trochę inny. Panda bowiem znowu coś zmienia. Ale zacznijmy od początku...
Tydzień 5-11 października to dla mnie Tydzień Wielkich Zmian. No przecież Panda nie byłaby sobą, gdyby wszystkiego nie zwaliła, przeważnie przez przypadek, w jednym, krótkim terminie... I tak: 

6.10 - obroniona! *taniec szczęścia aż złamała się pod Pandą gałąź* AUĆ! A jednak tytuł magistra może boleć~~ *wraca do temtu masując obolałe biodro* Obrona pracy pt "Obraz Japonii w II RP" na historii UWr. Obrona na 5, ocena na dyplomie 4.5. Tak więc mogę uczyć młodzież! Buchachacha....... *devil smile* Tak... profil nauczycielski.... ale przemilczmy to ;) Oczywiście z tego szczęścia Panda musiała coś odwalić i zostawiła swój bagaż z ciuchami, butami ( T_T) i książką w pociągu... Oczywiście jak to w Polsce, sami uczciwi ludzie i oddali moją torbę... komuś w swojej rodzinie bo swoich rzeczy już nie zobaczyłam więcej. Tak więc "uczciwym" znalazcom życzę by się czegoś nauczyli z książki o stosunkach polsko-japońskich (bo książka wcale, a wcale nie jest podpisana i nie ma tam mojego maila... nic a nic~~), wyprali moją bieliznę i oby ovcas im się szybko złamał bo to nie oni ciężko pracowli na te buty.... Przepraszam, ale dla mnie ktoś kto przywłaszcza sobie czyjeś rzeczy to złodziej, a ja jestem na nich przeczulona. 

Wracając do tematu ;D

7.10 był mój ostatni dzień w pracy, gdzie zdarzyła się pewna rzecz przez którą do tej pory rozpływam się nad ślicznym głosem mojego byłego menagera *zboczenie wyniesione ze szkoły muzycznej- zwracam dużą uwagę na głos lub dłonie*. Ech....
I ostatnia wielka zmiana tego tygodnia

10.10 moje drzewo stało się lewe... Tak... Przeszłam na lewą stronę ulicy... Podają tam herbatkę o 5, a na każdym kroku niespodziewanie pojawia się niebieska butka policyjna (kto wie o co chodzi z butką, ten wie ;D ). Jednym zdaniem: panda z ciężkim sercem (i lżejszym portfelem) poleciała do Anglii. Planowany czas pobytu: od tygodnia do roku. Więcej na temat swojej podróży i pierwszych dni w Anglii będzie na innym pandowym blogu o podróżach, a na razie Panda powie jedynie że ma się dobrze, przez kilka pierwszych dni będzie spokojnie więc Panda jeszcze korzysta z odpoczynku i zwiedzania angielskiej ziemi. Rzeczywistość zapuka do Pandy niebawem, ale mam jeszcze czas ;D 

I tak oto Panda macha Wam z angielskiej ziemi i trzymajcie za Pandę kciuki ;D


czwartek, 1 października 2015

I tak Panda spała...

...na swojej gałęzi. I spała. I spała. I spała... I nawet przez myśl jej nie przeszło by wstać. Po co skoro we śnie jest tak przyjemnie?



Rzecz w tym, że nam się po prostu nie chce wstawać z wygodnego łóżka. Spod przykrycia, które nas chroni przed tym zimnym światem. Albo najzwyklej w świecie mamy lenia ;) Ale co jeśli nawet mimo tego, że jesteście na nogach nadal czujecie się jakbyście śnili? Co pewien czas znajdujecie się w miejscach i nawet nie pamiętacie jak tam się znaleźliście. Przechodzą koło was ludzie, których nie zauważacie, a potem słyszycie od znajomych:
"Ale udajesz, że znajomych nie widzisz. Stałem wprost przed tobą, a ty nic" 
(tak na marginesie, czy takiej osobie korona z tyłka spadnie jak do mnie podejdzie i pierwsza się przywita?). 
Jeśli tak macie, to witajcie w moim świecie. Tyle że mój sen na jawie polega na tym, że ja się za bardzo angażuję w swoje myśli, których mam tysiąc na minutę. Myśli, przez które się wyłączam. I śpię. Śpię od tego świata, który mnie otacza. Jak dodać jeszcze do tego synestezję, to tą samą rzecz można naprawdę przeżywać na różne sposoby. 
I dlatego lubię spać. Bo to naprawdę jest jedyny czas, gdy odpoczywam. Gdy nie nachodzi mnie ten natłok myśli. Tak więc nie zdziwcie się jak napotkacie śpiącą gdzieś Pandę. A jak chcecie pogadać, po prostu ją obudźcie ;D 

PS Dobra, przyznaję się... po prostu nie chce mi się nigdy wstawać rano...  jestem beznadziejnym przykładem nocnego marka i odsypiam w dzień :P 




BTW! 6 PAŹDZIERNIKA MAM OBRONĘ MAGISTERKI - TRZYMAJCIE KCIUKI ;D



poniedziałek, 3 sierpnia 2015

I ta jednak gałąź dała o sobie...

...znać. Chociaż przez większość czasu Panda starała się udawać, że jej nie widzi, dziś nie miała już sił. I właśnie wtedy pojawiło się to uczucie, które niestety nie zostanie spełnione. Kiedyś byłoby możliwe, ale już nie dzisiaj. I Panda zaczęła żałować, że nie zrobiła tego wcześniej. Niestety dziś było dla Pandy niemożliwym, by wejść na tą gałąź. A tak bardzo Panda zaczęła odczuwać, jak jej tego brakuje, jak bardzo za nią tęskni i żadna inna gałąź nie jest w stanie jej zastąpić.


Jakiś czas temu były 18-ste urodziny mojej kuzynki. Jak wiadomo, takie spotkania skutkują biesiadą rodzinną (w moim przypadku prawie zawsze jak najbardziej udane spotkania). Przyznaję się bez bicie, moja rodzina jest naprawdę bardzo blisko ze sobą. Wiem, że gdy mam jakiś problem, mogę na nich liczyć, Wszystko to, dzięki mojej babci, która niestety już nie żyje. Zawsze starała się, byśmy się od siebie nie oddalili. I tak trzymamy się razem do tej pory, ja i moja rodzeństwo, moje kuzynostwo, ciocie, wujkowie. 
Szkoda tylko, że nie udało się tak w jednym, bardzo szczególnym przypadku: ja i mój ojciec. I właśnie teraz, gdy już za jakiś czas zniknie 2 w moim wieku, czuję że mi go brakuje, że jakaś cząstka mnie żałuje tych ostatnich lat naszego niewypowiedzianego słowa: tęsknię. Dopiero teraz wiem, że powinnam schować do kieszeni swoją... dumę? Gniew? Tak, myślę że to była złość na niego, że nie był takim ojcem, jakim byli moi wujkowie czy inni ojcowie i złość na mnie, że nie byłam wystarczająco ważną dla niego osobą, by przestał pić. 
I chociaż mam chrzestnego, który jest dla mnie jak ojciec, to właśnie mojego taty, który opowiadał mi historie w nocy, gdy nie mogłam spać przed moją pierwszą zieloną szkołą, taty który zabierał mnie na ryby, taty który bawił się z nami w wojsko, taty który oglądał ze mną Poruczniko Kolombo, taty który na moje urodziny zrobił mi tort z mini pączków, taty który specjalnie dla mnie robił w pracy chleb cebulowy, właśnie tego taty mi brakuje teraz. Bo widzicie, dopiero niedawno przypomniałam sobie, że mam z nim także dobre wspomnienia. Wspomnienia, które chcę pamiętać do końca swoich dni. Wspomnienia o mnie i moim tacie, którzy robili razem krokiety na sylwestra. Bo widzicie, od kilku lat jem krokiety, w sylwestra...

http://youtu.be/CSS1O-ODYhk




poniedziałek, 29 czerwca 2015

Kiedy zgasło światło w sali...

...Panda odpłynęła w całkiem inny świat, pojawiający się na ekranie. Nie liczyło się, co dzieje się koło niej. Była tylko ona i kilkoro ludzi, równie mocno wciągniętych w historię. W tym momencie Pandzie nie chciało się wracać do swoje drzewo. Światła rzeczywistości wydawały się zbyt odległe i jakoś dziwnie niebezpieczne. Czuła się lepiej w tej małej sali kinowej, małego kina, gdzie nikt nie przeszkadzał jej delektować się, nieswoją historią.

Film to jedna z moich największych pasji, jeśli nie największa. Oglądam je nagminnie od dziecka, czasem potrafię wyłączyć się z życia na cały tydzień, oglądając po 6-7 filmów dziennie. I to niekoniecznie muszą być filmy, których nie oglądałam. Za każdym razem, gdy oglądam jakiś film po raz któryś z kolej, odkrywam w nim coś nowego, zwracam uwagę na coś innego. Jest to skutkiem nie tylko mojego zamiłowania do X Muzy, ale także dlatego, że od 6 klasy szkoły podstawowej, przez kilka lat uczęszczałam w wakacje na Warsztaty Filmów Animowanych. Do tej pory tworzenie nowych historii potrafi mnie zatracić całkowicie. Każdy, kto mnie zna wie, że jak zacznę gadać o filmach, to koniec... Buzia mi się nie zamyka. 
Czemu dziś o tym?
Ponieważ jest to dla mnie temat rzeka i najzwyklej w świecie chcę się tym podzielić z innymi :P

A oto kilka faktów o mnie i filmach:

1. Jednym z moich największych pasji filmowych, to filmy animowane i kino azjatyckie (zwłaszcza "chińskie").

2. Gdy są rozdawane Oscary (kiedyś oglądałam całą galę w TV, dziś... hm.... przemilczę to), zwracam największą uwagę na filmy animowane. Niestety dla mnie, od kilku lat nie pomyliłam się co do tej nagrody i zawsze udaje mi się zgadnąć, kto zgarnie statuetkę, Po prostu jest to tak oczywiste, że nawet nie trzeba się wysilać by to odgadnąć. Najlepsze w tym jest to, że ja w sumie prawie mi bardziej podoba się inny kandydat niż jury. No bywa, w końcu tam to Ameryka. Inną kategorią Oscarów, która mnie interesuje to film nieanglojęzyczny, film dokumentalny, zdjęcia, kostiumy. I właśnie... Polacy... czy Wy wiecie, że najprawdopodobniej jesteśmy jedynym narodem, który "wkurzony" jest, że ich film zdobył nagrodę w kategorii filmu nieanglojęzycznego? o.O 


3. Pierwszy raz w kinie byłam w zerówce na "Król Lew". Byłam tak podekscytowana, że przez cały dzień mówiłam tylko o tym. Do tej pory pamiętam swoje pierwsze wrażenie, gdy weszłam do kina Ognisko (niestety już zamknięte, bo przyniósł się do naszego miasta Helios). 

4. Uwielbiam chodzić do kin studyjnych, małych. Mają dla mnie swój czar no i mogę tam zobaczyć filmy, których nie mogę obejrzeć w multipleksach. Ale chodzenie do kina typu Multikino, czy Helios nie stanowi dla mnie żadnego wręcz problemu (znam takich, co w tych "komerchach" nogi nie postawią *przewraca oczyma* - arystokracja filmowa się znalazła).

5. Mam na pięku ze "znawcami kina", "wysublimowanymi koneserami" ect. Mamy zdziebko inne podejście do kina, a ja nie lubię ludzi, którzy patrzą na innych z góry, ale pienią się, gdy ktoś skrytykuje ich "arcydzieła". Tak, nie lubię hipokryzji. 

6. Nie porównuję do siebie filmów, z tzw. innych kategorii. I nie jest dla mnie obrazą, gdy ktoś powie: masz gust jak 10latek lub, że jest to film dla 10latków. W porównaniu do niektórych "znawców" te 10latki bardziej szczerze potrafią docenić film. 


7. Dobry film dla mnie, to taki, który mnie zaczaruje. Lub taki, który spełnia swoje założenia (rozśmieszy, odmóżdży, zasmuci, da do myślenia, nie uśpi ect.).

8. Lubię chodzić sama do kina. Może inaczej - nie jest dla mnie problemem, jeśli mam iść sama do kina. Gdy mieszkałam w akademiku, potrafiłam chodzić do kina raz na tydzień sama. 

9. Ponoć niektórzy nie potrafią oglądać ze mną filmów historycznych bo je ciągle komentuje. I naprawdę bardzo potrafię przeżywać film, gdy go oglądam - tak jak pisałam, ja się w filmach zatracam. 

10. Moją pierwszą filmową miłością był Bruce Lee. Miałam małą depresję, gdy dowiedziałam się, że nie żyje ( miałam wtedy 9 lat...). Nadal uważam go za mistrza filmów związanych ze sztukami walki.


11. Większość mojej rodziny nie rozmawia ze mną o filmach... zwłaszcza o azjatyckich. W sumie, w mojej kolekcji oryginalnych filmów na DVD przeważają filmy chińskie. Gdy lubię jakiś film, to staram się prędzej, czy później mieć na DVD.

12. Dzięki mojej prababci pokochałam polskie kino przedwojenne. Widziałam chyba także większość dostępnych filmów z Charlie Chaplinem.  W sumie to muszę sprawdzić, które filmy są dostępne od niego, a które nie. Także jednym z moich marzeń jest zrobienie filmu o polskim aktorze Eugeniuszu Bodo (mój ulubiony aktor przedwojenny). Uważam, że nasze filmy przedwojenne są na naprawdę dobrym poziomie i nie mieliśmy się czego wstydzić w tamtym czasie (teraz jest trochę inaczej... ale to jest moje zdanie). Bardzo lubiłam oglądać program "W starym kinie". I chyba dlatego jestem trochę sceptycznie nastawiona do filmów, które aktualnie powstają, a są stylizowane na lata przedwojenne lub wojenne. Za dobrze WIZUALNIE je znam ze starych filmów.

13. Mam hopla na punkcie Gwiezdych Wojen. Potrafię co jakiś czas robić sobie maratony tej serii. Tak samo mam z obiema częściami Ojca Chrzestnego (trzecia część nigdy nie powstała! :P ). 

14. Ulubione:

aktor polski: Artur Barciś i Eugeniusz Bodo
aktorka polska: Jadwiga Smosarska
polski film: Mój Nikifor


aktor zagraniczny: Dustin Hoffman
aktorka zagraniczna: Meryl Streep, Nicole Kidman
film zagraniczny: Życie jest piękne

film animowany: Piękna i Bestia (Disney), Gnijąca panna młoda (film spoza Disneya), Grobowiec świetlików (film azjatycki), Księżniczka i chochliki (film dzieciństwa), Król lew (film, do którego mam największy sentyment), Mój sąsiad Totoro (poprawiacz humoru)



aktor azjatycki: Leslie Cheung (chyba moja największa miłość aktorska)
aktorka azjatycka: Han Hyo Joo, Madhuri Dixton
film azjatycki: Duelist, Król i klaun, Harakiri, Ostrożnie pożądania, Happy Together, Devdas
Ogólnie o kinie azjatyckim musiałabym zrobić osoby wpis, bo to dla mnie temat ocean...



Pearl Harbor - film, który potrafię oglądać z moim bratek za każdym razem, gdy jest w TV. Dawno temu, gdy funkcjonowało coś takiego jak wypożyczalnie filmów VHS, wypożyczyliśmy ten film i wciągu jednego dnia obejrzeliśmy go jakieś 5 razy... to się nazwa dla nas: film kultowy, tylko dla nas :P

Audrey Hepburn - dla mnie i dla mojej siostry aktorka kultowa, z którą staramy się obejrzeć wszystkioe filmy razem.

Duma i uprzedzenie - film, na którym prawie zawsze kończę z moją siostrą, gdy chcemy coś oglądać, a nie ma neta by zobaczyć coś na necie.

Żegnaj moja konkubino - moja największa miłość filmowa. Jest to dla mnie mastrepiece. Jeśli kiedykolwiek będę robiła filmy, to jest to dla mnie ideał filmu, który chcę osiągnąć. Zachwyca mnie za każdym razem, gdy go oglądam. Gdy jeszcze nie znałam tego filmu, to miałam problem z wyborem jednego ulubionego filmu (jak widać w ulubionych wyżej), ale gdy go obejrzałam nie miałam wątpliwości - to jest TEN film. 

I chyba na tym skończę, chociaż to nawet nie połowa tego co chciałam powiedzieć z najważniejszych rzeczy jeśli idzie o mnie i o filmy, ale cóż, i tak się zdziwię, gdy ktoś to przeczyta do końca. 
I tak, dobrze myślicie - nie mam gustu :P mam tylko hopla na punkcie filmów, który sam mnie czasem zaskakuje :P bo filmy to przyjemność, a nie powód do kłótni i obrażania siebie nawzajem.
A wy jakie macie ulubiony filmy, aktorów. Jak to jest z Wami i filmami? Panda jest ciekawa :D

I na koniec filmik o najpiękniejszym filmie jak dla mnie :D